„Zanim mój najlepszy przyjaciel Philip Strayhorn zastrzelił się, zadzwonił do mnie, aby porozmawiać o kciukach.”
Pan Zielony Stoliczek przeczytał pierwszy akapit powieści. Przeczucie go nie myliło kiedy kupił książkę, która zwróciła jego uwagę na siebie papierową maską na niebieskiej okładce. Pierwsze zdanie, a już historia wydaje się wciągająca. Jednak nie dane było mu pogrążyć się dalej w lekturze, gdyż w tej właśnie chwili, rozległ się dzwonek do drzwi. Pan Zielony Stoliczek błyskawicznie przeczesał swoja pamięć, w poszukiwaniu jakichkolwiek podpowiedzi kim może być ta bezduszna osoba, która zakłóca chwile tak intymną jak moment rozpoczęcia nowej książki. Niestety. Nadaremnie, nic nie przychodziło mu do głowy.
- Cóż, na pewno to nie listonosz - uśmiechnął się do swoich myśli.
Z ciężkim westchnieniem odłożył swoja przyszłą „kochankę” na stolik stojący przy fotelu. Ten fotel był ulubionym meblem Pana Zielonego Stoliczka w całym domu. Stary, prawie tak samo jak jego właściciel, skrupulatnie wysiedziany przez długie lata użytkowania. Kiedyś, w lepszych czasach, zielonkawy z ozdobnikami w kształcie liści. Dziś, wciąż walczący o zachowanie choćby pozorów odcienia z młodości. Gdyby ten fotel został przemieniony w człowieka, stał by się wesołym dziadziusiem z długa siwą brodą, wielkim brzuchem i czerwonymi wypiekami na twarzy. Gotowym każdego przyjąć w swoje ciepłe uściski i opowiedzieć ulubioną bajkę z dzieciństwa. Dzwonek do drzwi, ku wielkiej irytacji Pana Zielonego Stoliczka, rozległ się po raz drugi. Przekraczając drzwi pokoju, gdzie urządził sobie biblioteczkę i czytelnie, rzucił ostatnie, smutne spojrzenie książce pozostawionej na stoliku. Zawsze czuł się troszeczkę przygnębiony, gdy opuszczał swoja warownie, ponieważ biblioteka jest jedynym miejscem w domu gdzie Wilczykot ma kategoryczny zakaz wstępu.
Pan Zielony Stoliczek otworzył drzwi wejściowe, w momencie, gdy ręka jednego z przybyszów wędrowała znowu do dzwonka. Na ganku stały dwie kobiety w średnim wieku. Ubrane były bardzo skromnie, każda trzymała w ręku gruba książkę o czerwonych grzbietach stron, oprawioną w czarna skórę.
- Czy zastanawiał się pan kiedyś dlaczego pomimo, że większość ludzi deklaruje wiarę w Boga, na świecie jest tyle zła? – zapytała kobieta, odpowiedzialna za nękanie ludzi dzwonkami, zanim oczy Pana Zielonego Stoliczka zdążyły wysłać do jego mózgu ostrzeżenie o tym , kto stoi na jego progu.
- Chwileczkę, niech się zastanowię. – podparł, cofając się i przymykając drzwi. Oparł głowę o ścianę przedpokoju próbując ocenić sytuacje.
- Niegrzecznie jest zostawiać na progu osoby, które same się pofatygowały by przyjść do mnie i pozawracać mi głowę choćby największymi pierdołami, jednak z drugiej strony, w bibliotece czeka na mnie wynagrodzenie za tą niegodziwość. – myślał Pan Zielony Stoliczek Rozmyślania przerwało mu znajome świerzbienie pod nosem. Spojrzał w głąb korytarza i dostrzegł siedzącego na przeciwległym końcu Wilczegokota. Jego mina wystarczyła za tysiąc słów. Pan Zielony Stoliczek uśmiechną się do swojego podopiecznego.
- Dobrze, ale to już ostatni raz. W przyszłości po prostu z nimi porozmawiam. – powiedział do towarzysza, któremu zielone oczy aż zapłonęły z radości. Pan Zielony Stoliczek otworzył drzwi wejściowe i wykonując z uśmiechem gest zapraszający do wejścia, powiedział :
- Rzeczywiście mają panie absolutną racje, czy zechciały by panie potowarzyszyć mi przy podwieczorku i porozmawiać na ten temat?
- Oczywiście, mamy tu pare broszurek które....
- Tak, tak oczywiście, za chwilkę na pewno zanurzę się w lekturze. – przerwał jej Pan Zielony Stoliczek, prowadząc korytarzem do pokoju Wilczegokota. Pan Stoliczek naciskał już klamkę gdy, przywódca duetu zapytał.
- A czy może wie pan coś o 4 naszych siostrach w wierze które odwiedzały osoby w tej okolice całkiem niedawno??
- Och, niech się pani o to nie martwi, sądzę, że całkiem niedługo się pani z nimi spotka. – odparł Pan Zielony Stoliczek delikatnie aczkolwiek stanowczo wpychając je do pomieszczenia za drzwiami.
W pokoju było ciemno i wilgotno. Przywarły do siebie w nerwowym oczekiwaniu na to co będzie dalej. Nagle w ciemnościach dostrzegły dwa zielone ślepia...
Nie trwało to długo, nigdy nie trwało i nigdy nie zostawało dużo pozostałości. Pan Zielony Stoliczek otworzył drzwi i zapalił światło. W pokoju był tylko Wilczykot. Leżał on płasko na plecach, z błogim uśmiechem na ustach czyszcząc sobie zęby wykałaczką, jego brzuch rozrósł się do rozmiarów, że mogły bez problemów, pomieścić w sobie dwie dorosłe osoby. Na podłodze leżały dwie pary butów. Pan Zielony Stoliczek był świadkiem jak Wilczykot zjada nawet członków LPR, jednak nigdy nie zjada używanych butów, w końcu każdy ma jakieś granice, prawda.
- Na zdrowie przyjacielu. – powiedział Pan Zielony Stoliczek zamykając drzwi. Pokierował swoje kroki do biblioteki „Zanim mój najlepszy przyjaciel Philip Strayhorn zastrzelił się, zadzwonił do mnie, aby porozmawiać o kciukach....”, o tak to będzie naprawdę dobra książka....
2 komentarze:
te dwie miłe panie o odpowiednik naszych świadków? ;)
Spadł jej ziemniak. Chwile przed tem w szaleńczym tempie zrzucała glany podgrzewając kotlety i "odpalając" komputer równocześnie. A teraz, kiedy zasiadła w końcu do upragnionego obiadu pozwoliła, żeby pod wpływem zaczytania (które skąd inąd wywołało iskierki uśmiechu w jej zmęczonych oczach)spadł jej ziemniak.
I nie wie, czy być badziej poirytowaną nieprzewidzianą zmianą miejsca położenia ów ziemniaka, czy też z nonszalanckim półuśmiechem odpowiedzieć: "ech, nie ma za co" ^^'
Prześlij komentarz