piątek, 7 grudnia 2007

Projekt: Pan Zielony Stoliczek i Wilczykot #8

Z podziękowaniami i dedykacja dla Blondii:)( dzia za inspiracje)


MANDARYNKI RZĄDZĄ^^

=============================================================


Czasami bardzo małe rzeczy zmieniają cały świat. Gdzie byśmy byli teraz gdyby nie pewien oszołom, który postanowił puszczać sobie latawiec w czasie burzy, albo inny który zapomniał wyrzucić resztek ze stołu, a one mu zgniły. Czasami jednak, te małe wredne rzeczy, potrafią przewrócić do góry nogami cały nasz prywatny mikrokosmos….

Wilczykot uśmiechał się. Ten uśmiech nie był czymś, co chciałoby się zobaczyć tuż po przebudzeniu, ani po umyciu się i zjedzeniu śniadania, ani po powrocie z pracy i przeczytaniu dobrej książki. Ten uśmiech sprawiał, że tynk, popełniając budowlane samobójstwo, odpadał ze ścian..

Nie zważając na niebezpieczeństwo, Wilczykot uśmiechał się do ściany. A raczej w stronę ściany, a do swojego nowego plakatu, przedstawiającego Garfielda skopującego Odiego ze stołu. Był nagrodą od Pana Zielonego Stoliczka za nie wysadzenie, w tym tygodniu, listonosza w powietrze (Pan Zielony Stoliczek nie wiedział jednak, że Wilczykot po chwili, wymknął się przez podwórze, dogonił pracownika poczty, po czym wsadził go do paczki i wysłał do Abudabii w myśl zasady „co się odwlecze…”).

To nie przyszło nagle. Takie rzeczy nigdy nie przychodzą nagle, tylko nawarstwiają się. Na początku prawie niewyczuwalne, zignorowanie, mają sporo czasu, żeby się uczyć, stawać coraz lepszymi w tym, do czego są stworzone. I uderzają wtedy, gdy zaczynamy wreszcie zwracać na nie uwagę.

O dwóch następnych sekundach, można by było wiele powiedzieć. Umarła w nich jedna osoba, urodziło się dwie trzecie dziecka, połowa osoby uprawiała sex, a Słońce spaliło 1200 milionów ton wodoru. Poetycko było by napisać, że czas się zatrzymał, ale czas się nie zatrzymał. Czas nawet nie zwolnił. Czas stara się być na czasie. To po prostu Wilczykot wykonał sporo rzeczy w ciągu tych dwóch sekund.

Na początku, gdy TO poczuł, wystrzelił do góry jak rakieta wbijając się głową w sufit. Spadając, zamienił się na chwilkę w kulkę oszalałego Wilczegokota, aby tuż przed kontaktem z podłogą, zmienić kurs z pionowego na poziomy przelatując przez drzwi na korytarz, nie zaprzątając sobie głowy takimi szczegółami jak ich wcześniejsze otwarcie….

Pan Zielony Stoliczek drzemał w salonie, przy akompaniamencie symfonii, którą tworzyły krople deszczu rytmicznie uderzające o szybę oraz wesołe trzaski palącego się drewna w kominku. Komfortowo ułożony w wielkim starym fotelu, oddawał się niezakłóconemu żadnym niepotrzebnym snem odpoczynkowi. Pan Zielony Stoliczek nie miewał snów. Sny dawno już się poddały, ponieważ nie były w stanie wymyślić nic, co zadziwiłoby Pana Zielonego Stoliczka. Czasami, z braku weny, ukradkiem, czytały jego pamiętniki. Mina zdziwionego Snu jest bezcenna, a za resztę zapłacisz kartą…..

Jego idylliczne drzemanie został brutalnie przerwane przez odgłos przypominający przemieszczanie się kogoś z jednego pokoju do drugiego bez ówczesnego otworzenia drzwi dzielących te dwa pomieszczenia. Naprawdę. Ciężko jest zaskoczyć Pana Zielonego Stoliczka.

Z ciężkim sercem wyswobodził się ze swojego przytulnego wiezienia i ruszył w kierunku źródła hałasu. To co Pan Zielony Stoliczek zastał w korytarzu mogło być jedną z dwóch rzeczy. Albo przez jego dom przechodziło czerwone, idealnie ulokowane, miniaturowe tornado, albo Wilczykot ostatnio ogląda za dużo kreskówek z serii Loony Tones.

Wilczykot w swojej walce z niewidzialnym przeciwnikiem, na chwilkę zatrzymał się przed swoim opiekunem i z agonią w oczach popatrzył na niego błagalnym wzrokiem, po czym zamieniając się w karmazynową błyskawice popędził na schody prowadzące na piętro.

Pan Zielony Stoliczek wiedział co się dzieje i wiedział co musi zrobić.

Najszybciej jak mógł wyszedł tylnymi drzwiami na podwórze i skierował się w stronę szopki z narzędziami. Zbita z nowych desek zastąpiła starą rozpadającą się, która niedawno stała się podmiotem zakładu miedzy nim a Wilczymkotem. Po krótkich poszukiwaniach, odnalazł grabie służące do zagrabiania liści i w nie uzbrojony, skierował się pośpiesznym krokiem w kierunku domu.

Wilczegokota odnalazł w jednym z nieużywanych pokoi na piętrze. Jego pupil był w stanie troszeczkę bardziej obłąkanym niż zwykle, ponieważ aktualnie biegał w poprzek pokoju. Ściana. Podłoga. Ściana. Sufit. I tak w kółko. Sama grawitacja musiała być zaskoczona tym pokazem ponieważ jakoś nie śpieszyło jej się, aby przerwać tą dziwną karuzele. Jednak Pan Zielony Stoliczek nie był zaskoczony. Cierpliwie wyczekał na odpowiedni moment i chwycił Wilczegokota za kark. Nastąpił moment pełen napięcia, kiedy niewyobrażalna ludzka siła Pana Zielonego Stoliczka mierzyła się z nieludzką siłą jego pupila…

W końcu Wilczykot dał za wygraną. Jego opiekun postawił go plecami do siebie i grabiami zaczął drapać w okolicach łopatek pomiędzy małym, jeszcze nie rozwiniętymi kikutami skrzydeł.

- Spokojnie przyjacielu, mnie też czasami zaswędzi tam gdzie nie mogę się podrapać. – powiedział ojcowskim tonem Pan Zielony Stoliczek.

Wilczykot stał przygarbiony ze szczęścia i myślał o tym jak to dobrze mieć takiego opiekuna.

A słychać było tylko „Drapu Drapu” i „Mmrrrrrrrrr…..”

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

SKRZYDEŁKA!! Ona jest przerażona. Musi przyznać. Nie chce. Musi. Bije sie z myslami. Bicie sie z myslami bywa bolesne poniewaz mysli wiedza przed nia o czym ona pomysli i robia uniki, natomiast ona wie co pomysla mysli dopiero kiedy wprowadza swoje plany w zycie. A ona i tak jest przeziebiona i obolała i rzeczy. Przy zyciu w zasadzie trzymaja ja mandraynki (tak tak tak *.* ). A wiec ona sie poddaje. Przyznaje. On ja czasem przeraza. Nie czesto. Ale w tym momencie...
Słonik miał skrzydełko.
Jedno.
Ale skrzydeło.. O.O"

Anonimowy pisze...

Można by rzec, że początek podkreśla wszystko i podsumowuje, co- całkiem zrozumiale- może wydać się dziwne. Dobrze, że nie musi.

Żeby tylko te małe rzeczy zechciały być pozytywnymi bodźcami, które popchną nas o krok bliżej do tego, co chcielibyśmy w życiu osiągnąć i utworzą w nas świadomość, że przestawianie przestrzeni wokół siebie o 180 stopni może być dobre i korzystne.

I żeby te zmiany nimi zainicjowane zmieniały nas na lepsze, a nie prowadziły w zupełnie odwrotnym kierunku, jak to się często, może nawet za często dzieje.

Ależ się rozpisałam, a to debiut.

Anonimowy pisze...

haha! uwielbiam te Twoje opowiadania!! [drapu][drapu] [kseru][kseru] :D
trzym się!

Anonimowy pisze...

dobrze powiedziane "czas stara się być na czasie":) wszyscy się staramy, ale chęci to za mało do sukcesu jakkolwiek sie na to spojrzy. Ciekawy tekst. Pomysł z grawitacją niemożliwy ale gdyby tak mogło się zdarzyć, byłby to ciekawy widok, nieprawdaż?
pozdrawiam!!!

Pandragona pisze...

skrzydełka? czy to przypadkiem nie Rev na 21 lvl'u?!
pokłon dla Pana Zielonego Stoliczka za jego opanowanie i samo determinacje; i ja też chce takie grabki!

Anonimowy pisze...

Ojejej... Skrzydła? Wyście chyba powariowali z tą modą...

Anonimowy pisze...

Hmm, czy ta zasada brzmi: "co sie odwlecze...to wysylam do Abudabi"? :P

...czkafka pisze...

prawdę mówiac to ta zasada brzmi "co się odwleczę to trzeba gonić, złapać, zapakować w paczke i wysłać do Abudabii"....ale paktycznie zgadłeś;]