Można się zastanawiać, czy fakt, bycia pieczonym na wolnym ogniu jest dobrym powodem do bycia wesołym. Można, ale po co. Czasami lepiej nie wchodzić w dyskusje w odwiecznymi prawami wszechświata, ponieważ efektami takich bezcelowych polemik są rożne nieporozumienia, (np. Tokio Hotel).
Tak wiec.
Poprawnie polityczny bekon wesoło skwierczał na rozgrzanej patelni. Cudowny zapach kalorycznej bomby rozchodził się leniwie po całym domu. Pan Zielony Stoliczek stał przy kuchence i robił śniadanie. Widok wielkiego mężczyzny pichcącego w kuchni i ubranego w zapaskę z napisem „ Kiss the cook. Or else...”, mógłby wydawać się zabawny. Jednak gdy ktoś już raz zobaczy jak Pan Zielony Stoliczek gotuje, nigdy nie odważy się zaśmiać. W końcu ten wielkolud z łopatką w ręku w każdej chwili mógłby zrobić z nim to, co właśnie robił z jajkami. Nikt na świecie nie potrafił przygotowywać tak pysznych kotletów schabowych jak Pan Zielony Stoliczek.
Śniadanie zostało przygotowane i podane na kuchennym stole. Kucharz zdjął swój fartuszek i usiał do stołu. Mijały kolejne minuty, a Wilczykot się nie pojawiał. Było to dość zadziwiające, ponieważ dotychczas, gdy Pan Zielony Stoliczek zaczynał smażyć bekon, Wilczykot zjawiał się w przeciągu 15 sekund. Czasami podjadał go prosto z patelni. A czasami nawet tym się nie przejmował, konsumując cały smażący się bekon wraz z patelnią.
Tymczasem całe śniadanie zostało przygotowane a go nadal nie było. Pan Zielony Stoliczek nie martwił się o Wilczegokota, ponieważ nie miał aż tak bogatej wyobraźni żeby wymyślić coś co mogło by zagrozić jego pupilowi. Raczej martwił się o wszystko inne w otoczeniu jego podopiecznego. Jeszcze raz popatrzył na stygnące śniadanie. Bardzo nie lubił kiedy marnowało się dobre jedzenie. Ktoś mu za to odpowie. Złożył z powrotem chusteczkę, która leżała na jego kolanach i ruszył w poszukiwaniu tego „kogoś”.
Na samym początku zajrzał do pokoju Wilczegokota. Gdy otworzył drzwi uderzyła w niego fala gorącego i wilgotnego powietrza. Za drzwiami panował półmrok, przyczyniały się do tego nigdy nie odsłaniane, ciemno bordowe zasłony i nieczyszczone okna(jedyne brudne okna w domu). Gołe cztery ściany, zużyty dywan i wielka góra butów w jednym rogu, z tego składał się pokój Wilczegokota. Pomimo nalegań ze strony Pana Zielonego Stoliczka jego podopieczny nie chciał się zgodzić na wyremontowanie i umeblowanie swojego habitatu.
Następnie szybko rzucił okiem do salonu. Przytulnie umeblowany w „starym dobrym stylu” był jedynym pokojem w domu gdzie znajdował się telewizor. Pan Zielony Stoliczek rzadko spędzał w nim czas, jednak utrzymywał go w idealnym porządku, ponieważ nigdy nie wiadomo kiedy trzeba będzie przyjąć w nim jakiś gości.
Pan Zielony Stoliczek, wyszedł z salony na hol, starannie zamykając za sobą drzwi. Spojrzał w głąb korytarza. Były tam jeszcze 3 drzwi. Dwoje z nich prowadziły do jego pokoju i biblioteki. Dwóch miejsc, gdzie Wilczykot ma zakaz wchodzenia pod groźbą kąpieli. Udał się wiec do trzecich prowadzących do piwnicy.
W dół prowadziły stare, trzeszczące schody. Każdy krok w dół powodował prawdziwą orgie piszczących dźwięków. Żeby otrzymać taki efekt nie wystarczy tylko pozostawić schodów samym sobie. Trzeba się o nie troszczyć i traktować je odpowiednio długo ciepłą wodą. Pomieszczenie było oświetlane tylko snopem światła wlewającego się przez drzwi. Pan Zielony Stoliczek nawet nie zajmował sobie głowy rzeczami tak zbędnymi jak włączanie światła. Piwnica była w takim stopniu zagracona różnymi, w teorii, potrzebnymi rzeczami(ew. rzeczami, które, jeszcze kiedyś na pewno się przydadzą), że jeśli Wilczykot byłby w środku. Na pewno było by go słychać.
Nie szukał w łazience. Wilczykot wolałby raczej zjeść but niż zbliżyć się do mydła.
Wyczerpawszy wszystkie możliwe kryjówki na parterze Pan Zielony Stoliczek postanowił kontynuować swoje poszukiwania na piętrze. Nie dużo można było powiedzieć o pokojach na górze domu. Było ich sześć, żaden nie był używany od bardzo dawna. Pan Zielony Stoliczek nie przyjmował gości na noc, wiec pierwsze piętro było zakurzone i zaniedbane. Po kolei sprawdził każdy z pokoi a z okien obejrzał cały obszar wokoło domu. Jak na złość okolica zawierała w sobie nieznośnie mało Wilczegokota, co zaczęło irytować Pana Zielonego Stoliczka. Istniała już tylko jedna możliwość.
Pokoje na piętrze były umieszczone wzdłuż korytarza po 3 z każdej strony. A w centralnym punkcie korytarza na suficie był uchwyt. Pan Zielony Stoliczek podszedł do niego i mocno pociągnął. Mogło by się wydawać, że cały sufit postanowił podążyć za ręką i uchwytem. Pomimo dość starego budownictwa tak się nie stało. Zamiast katastrofy budowlanej, z sufitu opuściła się drabinka wiodąca na dach. Pan Zielony Stoliczek bez namysłu rozpoczął swoją wędrówkę w górę.
Na zewnątrz było zdecydowanie chłodno, zima najwyraźniej dawała przedpremierowy pokaz. Oddech poza ustami zamieniał się w obłoczek pary. Pan Zielony Stoliczek rozejrzał się i wreszcie go zobaczył. Wilczykot siedział ze skrzyżowanymi nogami na samym szczycie dachu. Przed nim leżało ogromne tomisko, które z wielkim zaciekawieniem studiował. Pan Zielony Stoliczek się uspokoił.
- To dobrze, że on tylko czyta.- Myślał. Po czym zaczął analizować sytuacje.
- Tylko czyta, tak czyta sobie tomisko...czyta...grubą książke...Wilczykot...O nie!!
Pan Zielony Stoliczek popędził w kierunku Wilczegokota. Gdy dotarł na miejsce wyrwał książkę z rąk swojego pupila i spojrzał na tytuł. Brzmiał on „ Fuzja jądrowa”.
- O nie mały, tego na pewno nie będziesz czytać, mogło by się to źle skończyć, a teraz chodź na śniadanie.- powiedział do Wilczegokota i ruszył w kierunku zejścia.
I tak właśnie Pan Zielony Stoliczek po raz kolejny uratował świat.
Wilczykot ruszył za swoim opiekunem uśmiechnięty. Wcale się nie zmartwił, że Pan Zielony Stoliczek zabrał mu książkę. Raz ją już zdążył przeczytać. Przyszłość zapowiadała się bardzo ciekawie...
2 komentarze:
xD
pozdrawiam Wilczegokota
Czyli mówisz, że powinniśmy zacząć już budować bunkry? ;]
Prześlij komentarz